Diagnostyka

2014.11.18

Podstawowe problemy z filtrem cząstek stałych i co robić, by ich uniknąć

Problemy z filtrem cząstek stałych dały się we znaki niejednemu właścicielowi samochodu z silnikiem Diesla, niejednemu też poważnie wydrenowały kieszeń. Prawda jest taka, że w przypadku wielu aut podzespół ten został wprowadzony do produkcji, zanim jeszcze porządnie go dopracowano.

Każdy diesel, szczególnie o dużej mocy, jeśli wciśniemy mocno gaz, dymi. By ograniczyć emisję czarnego dymu z rur wydechowych aut z silnikami wysokoprężnymi, wymyślono filtry cząstek stałych. Taki filtr to nic innego jak metalowa puszka wypełniona porowatym wkładem ceramicznym umieszczona w wydechu możliwie blisko silnika. Filtr cząstek stałych zatrzymuje cząsteczki sadzy. Łatwo się jednak domyśleć, że dymiący diesel bardzo szybko potrafi wypełnić filtr węglem do tego stopnia, że przestaje on przepuszczać cokolwiek – także gazy wydechowe. Filtr cząstek musi się więc okresowo oczyszczać. Konstruktorzy wykorzystali zjawisko, które polega na tym, że wystarczy sadzę podgrzać do temperatury 550-600 stopni Celsjusza, by zamieniła się w nieszkodliwy dwutlenek węgla i wodę.

No dobrze, ale skąd w wydechu auta aż tak wysoka temperatura? Cóż… nie musi ona być tak wysoka cały czas. Specjalne sondy przed i za filtrem cząstek monitorują jego drożność, a gdy układ stwierdzi przepełnienie filtra, powinien rozpocząć się proces podnoszenia temperatury i wypalania sadzy. Do tego celu potrzebne są: dodatkowa dawka paliwa (to nic trudnego – w takim momencie wtryskiwacze zaczynają pompować dodatkową dawkę) oraz odpowiednie, w miarę możliwości stałe obciążenie silnika, które pozwala wytworzyć wysoką temperaturę w wydechu przez odpowiedni czas.

Układ oczyszczania spalin powinien działać tak, by kierowca tego nie zauważał. Jeśli wyjeżdżamy w trasę, a szczególnie jeśli regularnie korzystamy z autostrad, każdy taki wyjazd układ może wykorzystać na pozbycie się sadzy tak, że nawet nie będziemy wiedzieli, kiedy to się dzieje. Niestety, nie każdy jeździ po autostradach, są tacy, co muszą jeździć tylko po mieście. Tego w wielu wypadkach producenci nie przewidzieli wcale. Inni zaopatrzyli swoje auta w kontrolki, które informują kierowcę: teraz zaczyna się oczyszczanie filtra cząstek stałych. W instrukcji auta wyczytamy zalecenie, by w takiej sytuacji przez kilkanaście minut utrzymywać stałą prędkość i odpowiednie obroty silnika. To nie zawsze, niestety, jest możliwe.

Jeśli układ podejmuje próbę wypalenia filtra, ale np. z powodu warunków jazdy (np. korka) nie może dokończyć procesu, powtarza go aż do skutku. W tym czasie wtryskiwacze leją do komór spalania więcej paliwa niż silnik może spalić. Część paliwa spływa po ściankach cylindrów do miski olejowej. Poziom oleju… rośnie. Rada pierwsza: gdy tylko zauważysz, że w silniku znajduje się za dużo oleju, jedź do warsztatu. Taki olej trzeba spuścić bądź odessać i nalać nowy. Samo odessanie nadmiaru nie pomoże – silnik nie może być smarowany mieszanką olejów napędowego i silnikowego! W warsztacie za pomocą diagnoskopu można też wymusić wypalenie filtra bez konieczności jazdy.

Jeśli ta sytuacja powtarza się, mamy problem. Każdorazowa wymiana oleju i oczyszczenie filtra to wydatek kilkuset złotych! Warto więc starać się jeździć nie tylko po mieście. Jasne, nie zawsze to możliwe, a poza tym nie po to kupuje się samochód, by kombinować: gdzie by tu się ruszyć z miasta? Rada druga: w sprzedaży są specjalne dodatki do paliwa obniżające temperaturę niezbędną do wypalenia sadzy z filtra. Podobne substancje wykorzystywane są w niektórych autach standardowo, specjalny dozownik dawkuje preparat do baku po tankowaniu. Warto spróbować.

Rada trzecia: filtr, jeśli już niemal rutynowo się zatyka przy każdym powrocie z długiego weekendu, gdy 2 godziny musimy stać w korku, można zdjąć w warsztacie i oczyścić za pomocą specjalnego preparatu. Niektóre środki wlewa się wprost do filtra, potem zakłada go z powrotem i uruchamia silnik. Dym jest przerażający, co jednak jest oznaką, że środek działa.

Rada czwarta: wymontowanie filtra cząstek stałych (co wymaga też wymiany oprogramowania silnika) traktujmy jako ostateczność. Wprawdzie z zewnątrz nie będzie tego widać, ale samochód będzie dymił podczas jazdy jak stary gruchot. A jeśli kiedyś diagności zaczną sprawdzać na przeglądach zadymienie spalin (na razie raczej tego nie robią), będziemy mieli prawdziwy kłopot..