Opony

2015.05.07

Jak działa czujnik ciśnienia w oponach

System monitorujący poziom napompowania ogumienia od 1 listopada 2014 r. stanowi element obowiązkowego wyposażenia samochodów sprzedawanych na terenie Unii Europejskiej. Przyjrzyjmy się, jak działa czujnik ciśnienia w oponach i dlaczego jest on ważny.

System monitorujący ciśnienie w ogumieniu (często stosuje się skrót TPMS, od angielskiego Tire Pressure Monitoring System) nie jest żadną nowością, ale jeszcze do niedawna jego stosowanie nie było obowiązkowe. Początkowo czujniki były montowane w samochodach z wyższej półki, z czasem zaczęły się pojawiać także w autach kompaktowych i miejskich.

Teraz wszystkie nowe modele, bez względu na klasę i przeznaczenie, muszą mieć TPMS, aby przejść proces homologacji dopuszczający dany pojazd do sprzedaży na terenie Unii Europejskiej. Dlaczego? Według różnych badań, od 40 do nawet 80 proc. europejskich kierowców nie sprawdza regularnie ciśnienia w oponach. Tymczasem ma ono duży wpływ na bezpieczeństwo jazdy. Gdy jest nieprawidłowe, samochód gorzej prowadzi się w zakrętach, a droga hamowania się wydłuża. Ponadto zmniejsza się żywotność opony i zwiększają opory toczenia, co ma wpływ na zużycie paliwa.

Wyróżniamy dwa rodzaje systemów monitorujących. Zacznijmy od bezpośredniego. W jego przypadku czujnik ciśnienia w oponach umieszczony jest wewnątrz koła – na feldze lub przy zaworze powietrza. Czujnik jest wyposażony we własne zasilanie i nadajnik radiowy, który przekazuje informacje o ciśnieniu do systemu. Pomiar jest dokonywany mniej więcej co minutę, a dane na temat ciśnienia pojawiają się na ekranie komputera pokładowego.

System bezpośredni działa szybko i jest bardzo precyzyjny (czujnik ciśnienia w oponach działa z dokładnością do 0,1 bara), ale ma swoje wady. Podczas wymiany opon trzeba uważać, żeby nie uszkodzić czujnika. Nowy kosztuje ok. 200 zł i trzeba go ponownie skalibrować. System może przestać prawidłowo reagować, jeśli dane koło nie zostanie założone w odpowiednim miejscu, np. z przodu po prawej stronie.

System pośredni jest prostszy i tańszy w opracowaniu (stosuje się go zazwyczaj w samochodach klasy średniej i niższych), ale mniej precyzyjny od bezpośredniego. Użytkownikowi sprawia za to mniej problemów w eksploatacji. Pośredni system liczy obroty kół współpracując z elektronicznymi systemami bezpieczeństwa czynnego ABS i ESP. De facto nie mierzy ciśnienia w oponach. Wykrywa za to różnice w średnicy kół. Im opona ma więcej powietrza, tym średnica koła jest większa. Nowsze systemy monitorują dodatkowo wibracje kół czy zmiany obciążenia samochodu podczas manewrów.

System pośredni działa z większym opóźnieniem w stosunku do bezpośredniego, ostrzega kierowcę o nieprawidłowościach, gdy ciśnienie spadnie o ok. 20 proc. Poza tym może nie zareagować, jeśli ciśnienie zmieni się we wszystkich kołach. Ponadto w dużej mierze to od kierowcy zależy, jaką wartość ciśnienia w oponach system uzna za optymalną. Użytkownik musi pamiętać o tym, żeby zresetować ustawienia po dopompowaniu opon lub zmianie ogumienia. W przypadku systemu pośredniego nie trzeba za to martwić się o stan czujników i ich wymianę z powodu uszkodzenia lub wyczerpania baterii zasilających urządzenie.

Wymieniliśmy wady TPMS, ale zalet jest więcej. Nawet wtedy, gdy przyjdzie nam wymienić czujnik ciśnienia w oponach lub zapłacić za ponowną kalibrację systemu miejmy na względzie to, że dzięki monitoringowi tak naprawdę oszczędzamy. Możemy dłużej eksploatować ogumienie i będziemy mniej wydawać na paliwo. Przede wszystkim jednak jeździmy bezpieczniej.