Opony

2015.06.30

Etykiety opon – ile „zarobimy” na lepszej oponie

To, co przekłada się wprost na pieniądze – jeśli mówimy o walorach eksploatacyjnych opon – to opory toczenia. Akurat ten parametr dobrze ilustruje etykieta energetyczna opony. Czy zastanawialiście się, ile można tak naprawdę „zarobić”, kupując oszczędne opony?

Już prawie każdy zauważył, że nowe opony w sklepie mają na sobie naklejki z kolorowymi paskami, które wyglądają niemal tak samo, jak naklejki na pralkach czy lodówkach. To etykiety, które opisują osiągi produktu. W przypadku opon brane są pod uwagę trzy parametry: opory toczenia (symbol dystrybutora paliwa), zachowanie na mokrej nawierzchni, a właściwie tylko hamowanie na mokrej nawierzchni (piktogram z deszczem) oraz hałaśliwość (piktogram rozchodzących się fal dźwiękowych). W przypadku opon etykieta niezbyt udała się pomysłodawcom. Opony mają szereg właściwości ważnych dla użytkownika, które nie zostały ujęte na etykiecie, a ponadto dobre właściwości w jednej konkurencji mogą być przeszkodą w innej. Nie jest tak, że na lepszej oponie (pod względem parametrów na etykiecie) zawsze jeździ się lepiej; skupmy się jednak na oszczędzaniu.

Etykieta opony rządzi się takimi samymi zasadami jak etykieta na pralce: im wcześniejsza literka w alfabecie, tym lepiej, im wyższy pasek jest zaznaczony strzałką, tym wyższe są parametry ogumienia (w danej kategorii). Opona klasy A będzie zatem oszczędniejsza niż opona klasy B, opona klasy B jest lepsza od C i tak dalej. Warto wiedzieć, że opony z literką D nie występują – to taki zabieg, który sprawia, że różnica pomiędzy oponami klasy C i E wydaje się wyższa niż jest w istocie – a to tak naprawdę różnica jednej klasy.

Niemniej opona, która zasłużyła na literkę A w kategorii oporów toczenia powinna zaoszczędzić dla nas ok.7,5 proc. (!) paliwa w stosunku do opony najniższej klasy G. Dużo, prawda? Tak naprawdę różnica w oporach toczenia tych opon jest nawet wyższa, niemniej ogumienie ma tylko ok. 20 proc. udział w ogólnych oporach, jakie musi pokonać silnik samochodu. Tak czy inaczej na lepszej oponie można (teoretycznie) sporo zaoszczędzić.

W praktyce nie jest aż tak dobrze, ponieważ opony klasy G właściwie się nie zdarzają. Niezbyt często spotyka się opony klasy F, ale już gumy z klasą energetyczną E spotkać można bardzo łatwo. Powstaje pytanie: czy należy ich unikać?

Im wyższe spalanie samochodu, tym więcej można zaoszczędzić na lepszej oponie. Nie wdając się w zawiłe obliczenia można powiedzieć, że w przypadku samochodu klasy kompaktowej z silnikiem benzynowym w ciągu całego okresu eksploatacji opon (ok. 40 tys. km) można na lepszej oponie (A zamiast G) zaoszczędzić tysiąc zł. Ponieważ – jak wspomnieliśmy – opon klasy G prawie się nie spotyka, a faktyczną alternatywą są opony klasy E, powinniśmy ten świetny wynik podzielić przez dwa. A zatem: na lepszej oponie zaoszczędzimy w granicach 500 zł.

Pytanie tylko, czy opony z najwyższą klasą energetyczną nie mają jakichś wad, o których nie wiemy? Mogą mieć! Wystarczy zadać pytanie: co znakomicie obniża opory toczenia? Otóż np… niższy bieżnik. Dlatego pierwsze modele opon z etykietą A miewały fabrycznie obniżony bieżnik o milimetr! W ogóle bardzo dobry wynik w jednej kategorii oznacza zawsze wyrzeczenia w innej. Konflikt występuje także pomiędzy energooszczędnością a przyczepnością na mokrej nawierzchni. Powiecie: ale zdarzają się przecież opony (nieczęsto wprawdzie), które są oszczędne (A) i świetnie hamują na mokrym (też A). No tak, ale (statystycznie, nie można mówić że wszystkie) są wówczas mniej trwałe i nieco gorsze na suchej nawierzchni. Choć zatem na lepszej oponie (w kategorii oporów toczenia) można sporo „zarobić”, to nie warto robić tego bezkrytycznie.

I jeszcze jedno: parametry modelu opony zmieniają się wraz z jej rozmiarem. Ten sam model opony tej samej marki może mieć inne parametry w zależności od rozmiaru – im szersza opona, tym trudniej o energetyczną klasę A czy choćby B.

Zamów opony online