Opony

2016.01.11

Dlaczego zimą gwałtownie spada ciśnienie powietrza w kołach i jakie są tego konsekwencje?

Jeśli wymieniacie opony na zimowe w listopadzie przy temperaturze 15 stopni Celsjusza albo ciśnienie powietrza w kołach korygujecie w ogrzewanym warsztacie, to w styczniu, gdy temperatura spada do -20 stopni Celsjusza, ciśnienie powietrza w kołach Waszego auta może być na tyle niskie, że nie jesteście bezpieczni.

Sprawa jest, wydawałoby się, dość oczywista: ciśnienie powietrza w kołach samochodu rośnie wraz ze wzrostem temperatury, a spada, gdy koło robi się zimne, co ma niewątpliwie wpływ na bezpieczeństwo jazdy i kondycję opon. Jak duże są to różnice? W tym przypadku jest dość dużo zmiennych, w każdym razie z mojego doświadczenia wynika, że gdy temperatura powietrza na zewnątrz spada do -20 st. C, w większości tzw. zadbanych aut ciśnienie powietrza w kołach spada do mniej więcej 75 proc. wartości nominalnej, czyli jeśli ma być np. 2 bary, to jest 1,5. Zdarzają się jednak i takie samochody, w których już przy temperaturze lekko dodatniej ciśnienie powietrza było nieco za niskie, a gdy robi się silny mróz, podjeżdżają na mocno ugiętych kołach do warsztatu, a manometr kompresora wskazuje: 1,0-1,2 bara. To już skrajnie niebezpieczne wartości. Jak na złość przy naprawdę silnym mrozie wyłączane są kompresory na wielu stacjach – urządzenia te po prostu nie są przystosowane do pracy w skrajnych temperaturach. Tymczasem za spadek ciśnienia powietrza w kolach odpowiadają tak naprawdę dwa czynniki: pierwszy to wspomniany już spadek temperatury, drugi to naturalny ubytek ciśnienia – utrata 0,1-0,2 bara na miesiąc mieści się w normie, nie świadczy o usterce.

Wbrew pozorom niewielki niedobór ciśnienia rzędu 15-20 proc. podczas spokojnej jazdy nie ma bardzo negatywnego wpływu na bezpieczeństwo jazdy, szczególnie w przypadku opon o niskim profilu. Przyczepność do śliskiej nawierzchni wcale nie musi spadać, czasem nawet nieco rośnie. Dodatkowo podczas jazdy opona dość szybko się nagrzewa, co redukuje problem z bezpieczeństwem jazdy. Nie ma zatem problemu? Otóż jest: szybkie nagrzewanie się niedopompowanych opon bierze się właśnie ze zbyt niskiego ciśnienia powietrza w kołach. Opona silnie ugina się, pracuje i ma to fatalny wpływ na jej trwałość. Dodatkowo niedobór ciśnienia powietrza w kołach podnosi ryzyko mechanicznego uszkodzenia bieżnika lub bocznej ścianki opony. Zaryzykuję twierdzenie, że wielu kierowców staje się zimą klientami warsztatów wulkanizacyjnych właśnie z powodu niedopilnowania właściwego ciśnienia powietrza w kołach. Wiele opon ulega uszkodzeniu po wjechaniu w niewielkie – wydawałoby się – dziury w asfalcie. Najczęstsze zaś uszkodzenie w takiej sytuacji dotyczy rozcięcia lub rozerwania bocznej ścianki opony, co kwalifikuje ją do wymiany.

W przypadku większego niedoboru powietrza w oponach rzędu 25-30 proc. pojawiają się kłopoty ze stabilnością samochodu na zakrętach, opona silnie pracuje, przy bardzo dużym obciążeniu bocznym może wręcz zsunąć się z obręczy. Jeśli chodzi o wspomniane już wcześniej zużycie i ryzyko uszkodzenia to, ma się rozumieć, ryzyko rośnie. W przypadku opon o wyższym profilu pojawia się też problem nierównomiernego zużycie – bardziej ścierają się boczne sekcje bieżnika.

Sugeruję, by zimą szczególnie dokładnie i często sprawdzać ciśnienie powietrza w kołach. Gdy temperatura powietrza spada do -20 stopni Celsjusza lub bardziej, prawie na pewno trzeba koła dopompować. Czy, gdy zrobi się cieplej (a zimą wahania temperatury rzędu 20 st. Celsjusza są przecież na porządku dziennym) trzeba spuszczać powietrze? Bez przesady! I opony, i samochody są przystosowane do naturalnego wzrostu ciśnienia powietrza spowodowanego wzrostem temperatury otoczenia czy też jazdą. W żaden sposób nie są jednak zabezpieczone przed niekontrolowanym spadkiem ciśnienia, który pojawia się – szczególnie zimą – wcześniej czy później.