Bez możliwości elektronicznego sprawdzenia kodów błędów i wykrycia w ten sposób usterki naprawy współczesnych aut byłyby błądzeniem po omacku, a przynajmniej długotrwałą, niezwykle kosztowną procedurą sprawdzania poszczególnych czujników i urządzeń za pomocą miernika. Dzięki elektronicznym diagnoskopom i programom na komputer naprawy są bardzo często banalnie proste. Niestety, nie zawsze.
Współczesne auta są wyposażone w setki czujników elektronicznych współpracujących ze sobą, działanie jednego wpływa na zachowanie wielu innych, często usterka pojedynczego elementu sprawa, że silnik wchodzi w tryb awaryjny i pozwala najwyżej z żółwią prędkością dowlec się do warsztatu. Gdyby trzeba było każdy z tych czujników sprawdzić miernikiem, a najpierw się do niego dostać, naprawy, które załatwia się często w pół godziny, trwałyby dwa tygodnie! Pomyślcie: porównać parametry elektryczne wszystkich podejrzanych urządzeń z wartościami z tabeli za pomocą miernika – straszna robota!
Na szczęście rutynową czynnością, jaką się wykonuje, jeśli silnik odmawia współpracy lub działa nieprawidłowo, a czasem rutynową czynnością związaną z przeglądem samochodu jest podpięcie komputera z odpowiednią wtyczką w gniazdo diagnostyczne samochodu i zeskanowanie całego systemu. Jeśli coś jest nie w porządku, na wyświetlaczu czy to laptopa czy czytnika kodów błędów pojawia się odpowiedni komunikat, który naprowadza nas na sprawcę problemu. Teraz wystarczy kupić odpowiedni element, wyjąć stary (często mocowany na dwie śrubki i wyposażony w kostkę elektryczną), w jego miejsce wpiąć nowy, i – jeśli diagnoza była poprawna – wszystko na powrót działa! Niestety, diagnostyka elektroniczna to nie jest zadanie dla całkowitych amatorów, gdyż fakt, iż silnik nie działa, nie zawsze wiąże się z wyświetleniem odpowiedniego kodu błędu. W silniku i jego osprzęcie może wystąpić wiele usterek mechanicznych, których żadna diagnostyka elektroniczna nie wykryje. Weźmy drobną nieszczelność układu dolotowego, w dodatku pojawiającą się przy określonym poziomie rozgrzania silnika lub tylko przy odpowiednim obciążeniu – można sobie silnik badać diagnoskopem do woli i być może niczego ta diagnostyka elektroniczna nie wykaże! Albo zużycie mechaniczne turbosprężarki przy działających czujnikach i sprawnym sterowaniu – też diagnoskop nie wystarczy! Albo wytarcie wałków rozrządu, „przeskoczony” o jeden ząbek napęd rozrządu, itp. – to samo!
Zdarza się też, że diagnostyka elektroniczna wprowadza mechanika w błąd albo daje nieprecyzyjne wskazanie, mówiąc o kilku uszkodzonych podzespołach, podczas gdy zepsuty jest jeden. Doświadczony mechanik, zanim zamówi (na koszt klienta – a jakże) nową część, stara się tę starą sprawdzić. Albo przyjmuje, że kod błędu wskazujący na usterkę elektroniki jest wywołany awarią mechaniczną (np. jakąś nieszczelnością), która zaburza działanie elektroniki i szuka, aż znajdzie.
Doświadczenie podpowiada, że jeśli właściciel auta, który kupi sobie diagnoskop (albo ściągnie na komputer odpowiedni program i dokupi kabelek z wtyczką) i zaczyna samodzielnie naprawiać swoje auto, więcej wydaje na „nietrafione” części niż na naprawę w drogim warsztacie! A zdarza się, że drogi, ale naprawdę fachowy warsztat od elektroniki jest potrzebny, bo standardowa diagnostyka elektroniczna nie pozwala zlokalizować usterki i nawet mechanik, który do tej pory zawsze dawał radę, poddaje się. Wyobraźcie sobie: wymieniamy część wskazaną przez diagnoskop jako niesprawną (i faktycznie niesprawną), a za chwilę usterka powtarza się. Co robić? Trzeba szukać (np. zwarcia ) na około, a to już zadanie nie dla każdego. W wielu samochodach z końca lat 90. wiązka elektryczna działa, dopóki się jej nie dotkniemy. A jeśli to zrobimy, trzeba ją remontować, lutować, poprawiać, a najlepiej wymienić na nową – diagnostyka elektroniczna w tym nie pomoże! Dlatego nie raz i nie dwa nawet autoryzowane warsztaty tzw. trudne przypadki odsyłają do swoich podwykonawców i tylko dokładają swoją marżę do usługi warsztatu, który naprawił auto, a o którym właściciel auta nawet nie wie. A bywa i tak, że naprawy wymaga komputer silnika, który zwyczajnie „nie rozmawia” z diagnoskopem. Diagnostyka elektroniczna jest łatwa i przyjemna… dopóki (prawie) wszystko w aucie działa jak należy!