Jeśli po krótkim, kilkunasto- lub kilkudziesięciogodzinnym postoju auta rozładowuje się akumulator, to nie należy wykluczyć, że gdzieś ucieka prąd. Jak zlokalizować miejsce usterki?
Zdarza się, że akumulator w samochodzie jest tak stary i zużyty, że nawet przy sprawnej instalacji elektrycznej niewielki spadek temperatury czy krótki postój powoduje, że mamy problem z uruchomieniem silnika. Wówczas trzeba wymienić akumulator. Bywa jednak, że akumulator był niedawno wymieniany, a objawy są takie, jakby był stary i zużyty. Wówczas warto sprawdzić, czy gdzieś nie ucieka prąd.
Aby cokolwiek zrobić, musimy zaopatrzyć się w prosty multimetr z funkcją pomiaru natężenia prądu. Ponieważ interesuje nas pobór prądu, jaki ma miejsce na postoju, najpierw wyłączamy wszystkie odbiorniki prądu pozostające z reguły wyłączone, gdy auto jest zamknięte: radio, oświetlenie wnętrza, schowka, bagażnik. Wyjmujemy kluczyk ze stacyjki i zamykamy drzwi, pozostawiając sobie tylko dostęp do akumulatora – czyli z reguły otwieramy maskę. Uruchamiamy alarm, pamiętając jednak, że jeśli mamy czujnik otwarcia maski, to wymuśmy na nim taką pozycję, jakby była zamknięta – żeby alarm nie wył.
Teraz zdejmujemy kabel masowy z masowego zacisku akumulatora. Pomiędzy zdjęty kabel i zacisk baterii podłączamy multimetr ustawiony w tryb pomiaru natężenia prądu (A) i odczytujemy wynik. Nie liczmy na to, że będzie on zerowy – to możliwe było tylko w samochodach bez radia, elektronicznego sterowania silnika i bez alarmu, w dzisiejszych samochodach nawet, gdy wszystko wyłączymy, występuje zużycie prądu. Jednak im mniejsze, tym lepiej dla akumulatora. Można przyjąć, że wynik na poziomie jednej dziesiątej ampera jest już zdecydowanie zbyt wysoki, bo oznacza, że akumulator o pojemności 45 Ah rozładuje się całkowicie już po 450 godzinach. W praktyce – dużo szybciej.
Jeśli okazuje się, że pobór prądu jest zbyt duży, szukamy winowajcy. Najczęściej jest to jakiś element wyposażenia opcjonalnego. Po kolei odłączamy (całkowicie, czyli np. przez wyjęcie bezpiecznika) najbardziej podejrzane elementy wyposażenia: autoalarm (trzeba wyłączyć też syrenkę, bo będzie wył), radio, dodatkowe akcesoria – cały czas kontrolując upływ prądu. Jeśli po odłączeniu któregoś z elementów wyposażenia nagle pobór prądu spada, mamy winnego. Uwierzcie: taka operacja prawie zawsze kończy się wyrzuceniem na śmietnik jakiejś rzeczy, do której mieliśmy duże zaufanie: starego albo prawie nowego radia, markowych lub całkiem tandetnych światełek do jazdy dziennej, autoalarmu itp. Fabryczne wyposażenie auta też czasem powoduje wysoką konsumpcję prądu na postoju, ale prawie nigdy nie wynika to z jego naturalnych właściwości, lecz z usterki. Tymczasem tanie azjatyckie radia tak po prostu czasem mają, że zżerają prąd. I co im zrobić? Wyrzucić!
Jeśli jednak stwierdzimy, że w aucie ucieka prąd pomimo wyłączenia wszystkich akcesoryjnych rzeczy, musimy podejrzewać albo usterkę jakiegoś włącznika, który powoduje,iż np. nie gaśnie oświetlenie schowka, albo jakieś zwarcie w fabrycznej instalacji. Warto zacząć od akumulatora: oczyścić klemy i zaciski, sprawdzić połączenia kabli masowych, poszukać, czy w jakimś zagłębieniu nie stoi woda. Zdarza się, że problem dotyczy fabrycznej wiązki elektrycznej i wówczas, jeśli nie jesteśmy wprawieni z naprawą elektryki, należy zakończyć samodzielną pracę. Elektryk samochodowy z pewnością poradzi sobie z usterką szybciej, a ryzyko spowodowania przez niego dodatkowych strat przy naprawie urządzenia odpowiedzialnego za to, że ucieka prąd, będzie daleko mniejsze niż w przypadku amatora.