Kontrolka ładowania bywa zawodna – układ ostrzega kierowcę tylko o niektórych usterkach odpowiedzialnych za brak ładowania akumulatora. Zdarza się, że prąd „kończy się” bez ostrzeżenia.
Jeżeli na desce rozdzielczej zapala się albo lekko żarzy kontrolka ładowania, to znak, że mamy usterkę na pokładzie. Od zaistnienia usterki do chwili, gdy dalsza jazda jest niemożliwa, mija jednak najczęściej wiele kilometrów – mamy czas, by zareagować: wyłączyć światła, jeśli jest dzień, przestać korzystać z radia, ogrzewania foteli, tylnej szyby, zmniejszyć nawiew, często na wiele jeszcze innych sposobów wydłużyć zasięg zepsutego auta, by dojechać do warsztatu. Bywa, że w początkowej fazie usterki ładowanie zanika, a potem jeszcze na jakiś czas wraca – jeśli np. podwieszają się lub są bliskie krańcowego zużycia szczotki alternatora. Bywa, że usterkę da się usunąć w warunkach warsztatowych w kilka minut – albo wymieniając regulator napięcia (często jest na miejscu, kilka typów regulatorów obsługuje wiele aut), albo np. naprawiając złamany czy poluzowany kabel.
Zdarza się jednak, że przestaje działać układ ładowania, a kontrolka ładowania się nie świeci. Jakie są objawy? Najczęściej po prostu nagle, bez wyraźnego powodu przygasają światła, a po wyłączeniu silnika rozrusznik nie ma siły, by uruchomić silnik. W nowszych autach zanik ładowania podczas jazdy wywołuje różne „cuda” – tym ich więcej, im więcej na pokładzie urządzeń elektrycznych; w niektórych modelach elektronika zgodnie z zaprogramowanym priorytetem wyłącza poszczególne urządzenia, pozwalając jeszcze przez jakiś czas na jazdę. A zatem: zapala się kontrolka ABS-u i należy przyjąć, że ABS nie działa. Ale skąd mamy wiedzieć, że to brak ładowania? Ponieważ kontrolka ładowania się nie świeci, nie wiemy! Możemy się tego domyślać, jeśli chwilę wcześniej przestało działać np. radio. Nagle nie działa ogrzewanie foteli i inne wyposażenie komfortowe – nigdy nie jest tak, że psują się te wszystkie rzeczy naraz, musi być jedna przyczyna – zwykle za jednoczesne niedziałanie wielu podzespołów odpowiada brak zasilania. Jeśli przestaje działać wspomaganie kierownicy (to możliwe, jeśli jest napędzane silnikiem elektrycznym), to już najwyższy czas, by zjechać na pobocze – silnik i tak za chwilę zgaśnie.
No właśnie: ile można przejechać bez ładowania? W starszym aucie z dieslem na pewno kilkadziesiąt kilometrów, może więcej; w nowszym – kilka-kilkanaście. Stary diesel bez sterowania elektronicznego ma to do siebie, że w sumie nie potrzebuje prądu do działania – to osprzęt taki jak światła, kierunkowskazy czy ABS potrzebują prądu, dopóki nie wyłączymy silnika, to jedziemy!
No dobrze, a co się mogło stać, że kontrolka ładowania się nie świeci, a ładowania brak? To może być awaria regulatora napięcia, zespołu prostowniczego w alternatorze, to może być nawet awaria samego układu kontrolnego, która przerywa obwód… najczęściej jest to jednak usterka w obrębie alternatora, który w większości wypadków można zastąpić takim samym, podobnym lub lepszym alternatorem. Usterek może być wiele, nie ma reguły.
Warto wiedzieć, że to, iż nie świeci się kontrolka ładowania podczas pracy silnika, wcale nie znaczy, że ładowanie działa– to taki nie do końca idealnie dopracowany sygnaliozator. Jak to sprawdzić? Włączamy silnik (jeśli nie ma dość prądu w akumulatorze, to za pomocą kabli, pożyczając prąd) i podłączamy do zacisków akumulatora multimetr ustawiony w tryb pomiaru napięcia. Jeśli napięcie wynosi poniżej 13 V i systematycznie przy pracującym silniku spada, sprawa jest jasna – nie ma ładowania! Przy spadku napięcia do ok. 12 V zaczynają się problemy z działaniem osprzętu. Rada: jeśli chcecie dojechać do warsztatu bez pomocy lawety, doładujcie akumulator (jakkolwiek, choćby podłączając go na kwadrans-pół godziny do innego samochodu z włączonym silnikiem), wyłączcie, co się da, i jedźcie – oczywiście mając pod ręką kable rozruchowe – mogą jeszcze się przydać!