Olej w silniku Diesla dość szybko robi się czarny jak smoła. Czy to oznacza, że nadaje się już tylko do wymiany?
Idealne spalanie mieszanki w silniku Diesla, takie, przy którym nie pozostają w spalinach cząsteczki sadzy, to teoria. W praktyce zawsze, szczególnie podczas silnego obciążenia silnika, gdy gwałtownie wciskamy gaz, do silnika trafia nieco za mało powietrza – choćby za sprawą zwłoki w działaniu turbosprężarki. W komorach spalania olej napędowy nie ulega całkowitemu spaleniu, a to, co zostało, opuszcza silnik przez rurę wydechową. Tak to, w największym skrócie, wygląda w praktyce. W nowoczesnych autach ze sprawnym układem oczyszczania spalin sadza jest zatrzymywana w filtrze cząstek stałych i nie widać jej w postaci czarnego dymu za samochodem. Nie znaczy to jednak, że silnik nie produkuje sadzy. Produkuje ją każdy – lepszy mniej, gorszy więcej.
Tymczasem teorią jest również idealna szczelność pierścieni tłokowych. Nawet w nowych, dobrze spasowanych silnikach, część spalin przedostaje się przez pierścienie tłokowe i trafia do dolnej części silnika. To tzw. przedmuchy do skrzyni korbowej – one występują zawsze, niemniej muszą mieścić się w pewnych granicach; przedmuchy rosną wraz ze zużyciem pierścieni tłokowych i cylindrów. W każdym razie część czarnych od sadzy spalin dostaje się do skrzyni korbowej i miesza z olejem silnikowym. To dlatego olej w silniku Diesla staje się czarny. Jak szybko to się dzieje? To zależy od typu silnika i jego zużycia – dobry motor dość dobrze spala olej napędowy i ma dość szczelne pierścienie, gorszy dymi na czarno z rury wydechowej i wielkie ilości sadzy szybko mieszają się z olejem. W praktyce najdalej po kilku tysiącach km olej w dieslu staje się czarny jak smoła, czasem ma to miejsce po kilkuset kilometrach od wymiany. Oczywiście, nie wymienia się oleju silnikowego co kilkaset km – to byłby ekonomiczny i „logistyczny” nonsens!
Olej w silniku Diesla jest przystosowany do mieszania się z sadzą. Ma on podwyższone zdolności do rozpraszania sadzy – chodzi o to, by nie odkładała się ona na elementach silnika i by nie zbijała się w większe skupiska, które mogłyby zatkać kanały olejowe w silniku, pozatykać sitka (a są takie w niemal każdym silniku – np. w przewodzie doprowadzającym olej do turbosprężarki) i doprowadzić do zatarcia silnika albo zniszczenia osprzętu – np. turbosprężarki.
Olej w silniku Diesla ma ciężkie życie, ale to, że jest czarny, nie znaczy wcale, że jest on zużyty (tak samo jak przejrzystość oleju w silniku zasilanym gazem nie oznacza, że olej wciąż ma odpowiednie właściwości). Innymi słowy: nie da się na oko stwierdzić, że olej jest zużyty.
Warto jednak mieć świadomość, że olej w silniku Diesla ma ograniczoną „pojemność”, czy też, bardziej fachowo mówiąc, ograniczoną zdolność do rozpraszania sadzy. W pewnym momencie wyczerpuje się zapas substancji uszlachetniających, które radzą sobie z zanieczyszczeniami i zanieczyszczenia te, a ich ilość przyrasta dość szybko, zaczynają zbijać się w skupiska, odkładać na kanałach olejowych, filtrach, sitkach i smarowanie gwałtownie się pogarsza. Nie sposób wyczuć, kiedy to się dzieje. Trzeba też powiedzieć sobie jasno, że jazda na jednym oleju przez 25-30 tys. km jest niezwykle ryzykowna, nawet jeśli taki przebieg pomiędzy wymianami oleju jest dopuszczony przez producenta samochodu. Olej w silniku jednego auta ma lepsze warunki, bo np. auto jeździ głównie w trasie i kierowca ma „lżejszą nogę”, a olej w silniku drugiego auta ma gorzej, bo kierowca jeździ bardziej dynamicznie albo np. ten egzemplarz silnika jest gorzej spasowany.
Dlatego też olej w silniku Diesla warto wymieniać z głową, moim zdaniem nie rzadziej niż co 15 tys. km, jeśli silnik jest „zdrowy”. Jeśli auto wyraźnie dymi z rury wydechowej przy przyspieszaniu, przebieg na jednym oleju należy skrócić np. do 10 tys. km. To się opłaca!.