Dobry warsztat oponiarski to taki, który po pierwsze, ma odpowiedni sprzęt do obsługi coraz bardziej wymagających opon i felg samochodowych, a po drugie, wyszkolonych ludzi i dobre procedury, które pozwalają ten sprzęt odpowiednio wykorzystać. Wbrew pozorom, podczas prostej – wydawałoby się – wymiany opony, można zepsuć wiele!
Czym ryzykujesz, zlecając wymianę opon w nie dość dobrym warsztacie? Co w ogóle można zepsuć podczas takie rutynowej, bądź co bądź, czynności? Po pierwsze, możesz być zmuszony do szybkiego powrotu do warsztatu, jeśli okaże się, że koło (lub koła) jest źle wyważone. Przekonasz się o tym od razu albo np. po miesiącu – gdy po raz pierwszy od wymiany opon rozpędzisz się do wysokiej prędkości. Błąd może być duży lub mały – gdy koło mocno „bije”, przynajmniej od razu wiesz, że trzeba poprawić wyważenie. Gdy poziom nadmiernych wibracji jest tylko odrobinę za wysoki albo problem dotyczy tylko tylnych kół, nie każdy potrafi się zorientować – niby coś jest nie tak, auto prowadzi się gorzej, szybciej się w nim męczymy, ale czyja to wina? Opon? Nie ma pewności.
Gdy zwykła wyważarka nie wystarczy…
W takim przypadku winny jest albo człowiek, albo brak odpowiedniego sprzętu. Jedne opony wyważa się łatwiej, a inne trudniej – niektóre egzemplarze wymagają wyważarki z tzw. testem drogowym lub narzędzia o podobnej funkcjonalności: rzecz w tym że wiele opon, zwłaszcza o dużej średnicy, ma nierówną sprężystość na całym swoim obwodzie – chodzi o tzw. sztywność promieniową. Gdy takie koło wiruje w powietrzu (a tak jest w przypadku „zwykłych” wyważarek), po przyklejeniu ciężarków wszystko jest w porządku. Po przyłożeniu obciążenia koło zaczyna jednak przy wyższych prędkościach… podskakiwać. Efekt jest dokładnie taki sam, jak w przypadku źle wyważonego koła i w taki sam sposób można go zneutralizować – przyklejając do koła ciężarki. Gdy się ma wyważarkę z „testem drogowym” – specjalną rolką imitującą obciążenie podczas jazdy, nie ma problemu. Gdy się nie ma…
Porysowana felga. A kto za to zapłaci?
Po drugie, w warsztatach wulkanizacyjnych zdarzają się błędy, np. zniszczenie czujnika ciśnienia, jeśli ułoży się nieodpowiednio koło na montażownicy. Albo uszkodzenie opony – np. stopki, co nie jest widoczne po jej założeniu, ale jest skrajnie niebezpieczne (o ile oczywiście taką uszkodzoną w trakcie montażu oponę da się jeszcze założyć i wyważyć, czasem się udaje).
Po trzecie, świadomość mechaników jest różna: warsztat może być idealnie wyposażony, a nieprzeszkolony odpowiednio wulkanizator potrafi położyć nową, wartą dużo pieniędzy efektowną felgę „czołem” na zapiaszczonej powierzchni. W efekcie felga się rysuje. Jak taki problem rozwiązać?
Proste jak przykręcanie kół?
O błąd łatwo także podczas montażu kół na aucie. O ile odkręcanie śrub za pomocą klucza udarowego jest jak najbardziej w porządku, to już dokręcanie ich za pomocą tego narzędzia jest barbarzyństwem! Owszem, można WSTĘPNIE śrubę dokręcić udarem, ale potem trzeba ją dociągnąć kluczem dynamometrycznym!
W bardzo wielu przypadkach, niestety, gdy pojawia się problem (np. uszkodzona felga, opona, zerwana szpilka albo nakrętka, trudno znaleźć winnego. Lepiej od razu znaleźć… dobry warsztat.
W tym kontekście warto wspomnieć o inicjatywie, która nazywa się „certyfikat oponiarski”. Jest to pomysł PZPO (Polskiego Związku Przemysłu Oponiarskiego). W skrócie: przedstawiciele najbardziej renomowanych producentów opon, którzy na co dzień konkurują ze sobą, znakują certyfikatem sprawdzone warsztaty oponiarskie. By warsztat mógł taki certyfikat otrzymać (a są różne poziomy certyfikatu), musi przejść kontrolę, pracownicy szkolenie, cała firma musi zdać egzamin, a następnie zaliczyć niespodziewaną kontrolę. Najniższy poziom certyfikatu oponiarskiego oznacza już, że warsztat należy do elity warsztatów oponiarskich – certyfikatu nie kupuje się, operacja kosztuje niewiele, ale trzeba na niego zasłużyć, zapracować. Szukajcie szyldów „certyfikat oponiarski” na ulicach albo w internecie – jeszcze nie ma ich dużo, ale są to dobre, sprawdzone adresy.
