Opony bieżnikowane bardzo często mają bieżnik wzorowany na produktach najbardziej uznanych marek ogumienia, czym ich producenci chętnie się chwalą. W istocie drobne różnice pomiędzy oryginałem a oponą bieżnikowaną na pierwszy rzut oka trudno uchwycić. Ale to niewiele zmienia – wzór bieżnika to w tym przypadku najmniejszy problem.
Jak to w ogóle możliwe, że właściciele uznanych marek pozwalają swoje bieżniki kopiować przez liczne, choć mało znane niewielkie firmy produkujące opony bieżnikowane? Jest kilka przyczyn: po pierwsze, są to zwykle bieżniki opon, których już się nie produkuje, po drugie, zwykle nie są identyczne, tylko bardzo podobne, po trzecie, gra niewarta świeczki – i tak ci, co kupują opony bieżnikowane, nie są skłonni kupić nowej opony klasy premium… Tymczasem wzór bieżnika to rzecz wcale nie najważniejsza w oponach, a w przypadku opon bieżnikowanych jest to kwestia całkowicie drugorzędna.
Rzecz w tym, że zasadniczym elementem konstrukcyjnym opon bieżnikowanych są zużyte opony różnych marek i modeli. Karkas opony bieżnikowanej jest karkasem nie wiadomo jakim. Nie ma nawet takiej możliwości, by cztery opony bieżnikowane, które zakładamy na koła samochodu, miały zbliżone osiągi: jedna była kiedyś oponą klasy premium, inna oponą najtańszą z możliwych, jedna miała indeks prędkości „V” a druga „T”. Nawet gdyby ktoś to segregował, to potem, na półce w hurtowni czy w sklepie, wszystko i tak by się pomieszało. A zatem opony bieżnikowane to mieszanka opon o podobnym wyglądzie ale o różnych, nie zawsze choćby przyzwoitych osiągach i właściwościach. W końcu to praca całej opony, a nie tylko bieżnika, wpływa na komfort jazdy, to całość decyduje o wytrzymałości na obciążenia statyczne oraz dynamiczne ogumienia.
W większości przypadków nawet sami producenci opon bieżnikowanych do końca nie wiedzą, jak na drodze zachowują się ich produkty. Nie mają oni obowiązku testować ich i nadawać im etykietę, z której wynika np., jaka jest droga hamowania opon na mokrej nawierzchni. Nawet gdyby chcieli, nie mają gdzie tego badać, mogą co najwyżej zlecać badania na zewnątrz. Ale po co, skoro prawo tego nie wymaga w odniesieniu do opon regenerowanych? Reasumując: kupujesz kota w worku.
Na ile jest to bezpieczne? Moim zdaniem jest to nie do końca bezpieczne, bo nawet, jeśli jeździmy defensywnie, redukując znacząco ryzyko wypadku, to przecież zawsze na drodze może pojawić się ktoś, kto zachowa się nieodpowiedzialnie; jeśli jadący kilka metrów przed nami samochód wyposażony w nowe, topowe ogumienie, gwałtownie zahamuje, a droga akurat będzie mokra, jadąc na oponach bieżnikowanych, nie mamy szans, by nie uderzyć w jego zderzak! Tymczasem jedna kolizja raz na cztery lata kosztuje więcej niż jazda na oponach klasy premium w całym tym okresie! A pół biedy, jeśli wjedziemy komuś w zderzak, co będzie, jeśli wjedziemy w człowieka?
Jeśli ktoś widział, w jaki sposób produkuje się opony bieżnikowane i wie, w jaki sposób powstają nowe opony renomowanych marek, wie, że są to dwa różne światy: z jednej strony fabryczka, która ściera bieżnik ze zużytych opon i „nalewa” na nie za pomocą formy kupionej nie wiadomo gdzie nową warstwę ścieralną, a z drugiej strony firma, w której samym testowaniem nowego produktu zajmują się setki pracowników na profesjonalnym torze: czy da się to porównać? Raczej nie! Opony bieżnikowane mają tylko jedną zaletę: są tanie, a tak naprawdę nie tyle tanie, co tańsze niż nowe.