Kupując opony energooszczędne, można – w porównaniu do opon o szczególnie wysokim oporze toczenia – zaoszczędzić nawet 7 proc. paliwa. W praktyce jest to nieco mniej, gdyż rzadko wybieramy pomiędzy oponami energooszczędnymi, a tymi stawiającymi szczególnie wysokie opory. Jednak nawet 3-4 proc. oszczędności to sporo. Powstaje tylko pytanie: ile można stracić?
Największy problem z wyborem opon jest taki, że nie ma modelu ogumienia, który byłby najlepszy w każdych warunkach. Jeśli opona jest najlepsza na suchej nawierzchni, to nie ma dużych szans na to, ze będzie najlepsza na mokrym asfalcie – najwyżej będzie dobra. Jeżeli jakaś opona doskonale odprowadza wodę i ma świetną przyczepność na mokrej nawierzchni, z dużym prawdopodobieństwem nie będzie miała wybitnie niskich oporów toczenia. W praktyce dobre opony to takie, które są sensownym kompromisem. Ważne, aby opona nie miała poważnej słabości: żeby nie działo się tak, że auto świetnie trzyma się drogi na zakrętach, ale słabo hamuje?
Łatwo się domyśleć, że wyprodukowanie opony o bardzo niskich oporach toczenia, co przekłada się na oszczędności przy tankowaniu, oznacza problem z utrzymaniem dobrych osiągów w innych dziedzinach ważnych podczas jazdy. W przypadku opon dość typowym problemem, który wynika z energooszczędności, jest zachowanie na mokrej nawierzchni. Jednak poważni producenci wiedzą, że opona musi być bezpieczna i nie pozwolą sobie na zaproponowanie klientom opon, które oszczędzają paliwo, ale są niebezpieczne np. przy hamowaniu w czasie deszczu. Każdy zresztą może rzucić okiem na etykietę, która towarzyszy każdej nowej oponie, by przekonać się, jak się na tych oponach hamuje w deszczu. .
Warto wiedzieć, że im niższy bieżnik, tym niższe z reguły opory toczenia. Oznacza to, że opona zużyta może być bardziej energooszczędna niż nowa. Producenci opon, którzy oferują opony o najwyższej klasie energooszczędności (na etykiecie przy symbolu dystrybutora znajduje się wtedy litera „A”), potrafią zastosować nieco… niższy bieżnik. Taka opona jest jednak dużo mniej trwała! Zresztą opony klasy „AA” (opony energooszczędne i dobrze hamujące na mokrym asfalcie) z dużym prawdopodobieństwem będą ścierać się szybciej niż opony o mniej wyśrubowanych parametrach (z tych, które znajdują się na etykiecie).
Zresztą łatwo zauważyć, iż na etykiecie, którą każdy może sobie przeczytać przed kupnem opon, znajdują się tylko 3 parametry: wspomniane hamowanie na mokrej nawierzchni, informacja, czy opony są energooszczędne oraz poziom wytwarzanego przez nie hałasu. Jeśli producent poświęcił jakiś parametr opony, by uzyskać dobry wynik na etykiecie, nie dowiemy się tego przed kupnem.
Pora na podsumowanie: jeśli zależy nam na oponach, których cechy stanowią sensowny kompromis i które nie mają żadnych istotnych braków, nie powinniśmy się skupiać na jednym czy dwóch parametrach, a już w szczególności nie powinniśmy wymagać od opon, by były mistrzami świata w oszczędzaniu paliwa. Nie muszą mieć literki „A” przy symbolu dystrybutora na etykiecie. Mają „B” albo nawet „C”? To doskonale! Opony energooszczędne są dobre do aut z małymi silnikami i słabymi osiągami, jednak juz w mocnych autach nie zawsze są dobrym wyborem. Warto dodać, że zdroworozsądkowe podejście ma szczególne znaczenie przy kupowaniu opon zimowych: one nie muszą mieć literki „A” także przy rubryce „hamowanie na mokrej nawierzchni”! Wymagamy od nich przecież, by sprawdzały się dobrze także na śniegu, a przecież – jak wspomniano na początku – nie można mieć wszystkiego!