Blog

2022.09.15

„Przestarzała” chemia do auta: jakich preparatów lepiej unikać?

Czasem są to nawet preparaty produkowane przez renomowane firmy według nowoczesnych receptur. Tyle, że auta szybko się zmieniają i środki, które w starszych samochodach rozwiązywały doraźnie różne problemy bez większego ryzyka, w kontakcie z nowoczesną techniką stają się niebezpieczne.

Samostarty to preparaty ułatwiające rozruch zepsutego auta. Usterka może polegać na tym, że silnik niechętnie odpala na mrozie z powodu ogólnego zużycia, z powodu problemów z rozrusznikiem, czasem tylko dlatego, że akumulator jest rozładowany lub zużyty. „Samostart” to łatwopalny preparat w spreju, który – w teorii – wystarczy wtrysnąć do układu dolotowego silnika (np. w otwór, którym silnik zasysa powietrze), aby doszło do zapłonu w warunkach, w których normalnie by to nie nastąpiło. Na przykład przy bardzo wolnych obrotach rozrusznika. W starszych autach to działało całkiem dobrze, a w bardzo starych, wyposażonych w gaźniki – nawet rewelacyjnie. Właściciele niektórych samochodów, które opornie odpalały, miewali taki sprej zawsze pod ręką. W przypadku nowoczesnych samochodów to jednak już tak dobrze nie działa, a nawet może doprowadzić do poważnych usterek.

Co złego w samostarcie?

Aby preparat zadziałał, rozrusznik musi jakkolwiek działać. Jeśli jednak skrajnie łatwopalny i wybuchowy preparat nie działa po wprowadzeniu do układu dolotowego (silnik nie chce się uruchomić) to prawdopodobnie prędkość obrotowa silnika jest na tyle niska, że sterownik nie uruchamia w ogóle układu wtryskowego. Mimo wszystko w specyficznych warunkach samo sprężenie mieszanki powietrza zmieszanego z łatwopalną i wybuchową chemią może doprowadzić do zapłonu, co jednak nie znaczy, że silnik ruszy. Większa ilość łatwopalnej, skrajnie wybuchowej substancji w układzie dolotowym może niestety sprawić, że wybuch uszkodzi wrażliwą elektronikę, np. przepływomierz powietrza w silniku. Jest to realne ryzyko – im nowocześniejszy samochód, tym bardziej opłaca się go po prostu naprawić, a tego typu środki pozostawić… właścicielom youngtimerów. I to też nie wszystkich!

Spala olej? Zagęścimy!

Jednym ze stosowanych niegdyś dość często preparatów były różnego rodzaju zagęszczacze oleju silnikowego. Środki te doraźnie ograniczają spalanie oleju przez silnik, ale też redukują wycieki. Zawierają m.in. środki spęczniające stare uszczelnienia. „Engine doctor” dowolnej marki zawsze działał doraźnie, najwyżej do kolejnej wymiany oleju, jednak potrafił ograniczyć wycieki, dymienie, spalanie oleju… Idealny produkt pozwalający odwlec w czasie naprawę silnika!

Tymczasem jednak nowoczesne silniki mają bardzo specyficzne wymagania olejowe i w wielu wypadkach jedna puszka zagęszczacza dodanego do oleju może doprowadzić do zniszczenia jednostki napędowej, a przynajmniej do znacznego pogorszenia jej stanu. Był problem ze spalaniem oleju, jest problem… ze znalezieniem nowego silnika!

Rada: uszczelnienia, przez które olej silnikowy wykapuje na zewnątrz, zwykle nie tak trudno się wymienia i wcale nie musi to wiele kosztować. Jeśli silnik bierze olej, nie zawsze oznacza to, że konieczny jest remont. Warto to sprawdzić, zdiagnozować – może i to da się łatwo i niedrogo naprawić? Jedno jest pewne: w nowoczesnym silniku, w którym olej nie tylko smaruje, lecz także jest wykorzystywany w różnych układach hydraulicznych, gwałtowna zmiana jego lepkości prowadzi wprost do katastrofy!

Cieknie płyn? Zakleimy!

Jedną z metod odwlekania w czasie naprawy cieknącego układu chłodniczego jest dolanie bądź dosypanie do chłodnicy preparatu uszczelniającego. W niektórych autach dobre środki tego typu mają szansę zadziałać i czasem doraźnie, a czasem na dłużej zakleić wyciek. Niestety, układy sterujące temperaturą w nowoczesnych silnikach są niezwykle skomplikowane, stare dobre termostaty są już bardzo często zastępowane przez elektronicznie sterowane, skomplikowane moduły wielozaworowe, które działają szybciej i precyzyjniej od termostatu. Takie moduły mogą jednak zareagować „nerwowo” na obecność uszczelniacza w układzie, mogą po prostu się zepsuć, co – jak łatwo się domyślić – może doprowadzić do nagłego przegrzania silnika. Jest ryzyko! 

Znów: jeśli już ktoś koniecznie musi ratować się uszczelniaczem w drodze – trudno. Natomiast potem jak najszybciej warto odwiedzić warsztat, płyn z klejem wylać, układ przepłukać, naprawić i napełnić ponownie. Jazda z uszczelniaczem w chłodnicy na dłuższą metę może okazać się bardzo droga.