Nowy filtr cząstek stałych to wydatek od ok. 2 do ponad 10 tys. zł. Wiele warsztatów proponuje całkowite usunięcie tego elementu, jest jednak także opcja regeneracji. Warto?
W naturalnych warunkach filtr cząstek stałych cyklicznie wypełnia się sadzą – produktem ubocznym niecałkowitego spalania oleju napędowego. W autach bez filtra sadzę widać bardzo dobrze – to czarny dym wylatujący z rury wydechowej samochodu, szczególnie podczas przyspieszania. To, jak często filtr cząstek stałych zapełnia się sadzą, zależy od jej ilości produkowanej przez silnik. Im częściej wciskamy gaz do oporu i im gorszy ogólny stan silnika oraz układu wtryskowego, tym więcej sadzy.
Sprawny układ oczyszczania spalin radzi sobie jednak z zapełnieniem filtra, wykorzystując prostą zasadę: sadza spala się w temperaturze ok. 550 stopni Celsjusza, zamieniając się na dwutlenek węgla i wodę – produkty, które są nieszkodliwe i opuszczają bez śladu układ katalityczny. By było to możliwe, po stwierdzeniu, że filtr jest pełen (układ wtryskowy widzi to na podstawie różnicy ciśnienia spalin przed i za filtrem), wtryskiwacze podają więcej paliwa, co sprawia, że filtr cząstek stałych rozgrzewa się. W praktyce bywa z tym różnie, szczególnie w starszych autach, w których filtry montowano jeszcze w dużej odległości od silnika; w nowszych konstrukcjach filtr cząstek stałych z reguły oczyszcza się znacznie bardziej efektywnie. Jeśli dojdzie do zatkania filtra sadzą, co jest możliwe szczególnie w samochodach poruszających się na krótkich odcinkach i często stojących w korku, konieczna jest tzw. serwisowa regeneracja filtra, którą raczej należy nazywać serwisowym wypaleniem sadzy. Jest to dość prosta procedura, filtra nie wyjmuje się z samochodu, natomiast po wszystkim niezbędna jest wymiana oleju – wymuszone serwisowo wypalenie sadzy okupione jest dawkowaniem przez układ wtryskowy dużej ilości paliwa, którego część spływa do miski olejowej, psując olej.
Filtr cząstek stałych stopniowo zapełnia się nie tylko sadzą, której stosunkowo łatwo się pozbyć, lecz także popiołem – z tym układ sam sobie nie poradzi. Popioły to produkty spalania m.in. oleju silnikowego, którego pewną ilość spala każdy silnik. Jakkolwiek w samochodach, które mają filtr cząstek stałych, stosuje się oleje niskopopiołowe, coś zawsze w wyniku ich spalania zostaje i osadza się w filtrze. Im więcej popiołów, tym mniej miejsca na sadzę, tym częstsze cykle automatycznego wypalania jej, z czasem filtr wymaga wymiany.
I tu dochodzimy do regeneracji, której można poddać filtr cząstek stałych w specjalistycznych serwisach. Są różne metody – chemiczne, mechaniczne, zawsze jednak chodzi o to, by zdemontowany z samochodu filtr oczyścić najlepiej jak to możliwe. Taka operacja ma szanse spełnić nasze oczekiwania, jednak pod warunkiem, że układ wtryskowy i silnik są w pełni sprawne. Jeżeli auto nadmiernie dymi i silnik spala nadmierną ilość oleju, każdy filtr cząstek stałych, także nowy, szybko ulegnie uszkodzeniu czy też zużyciu. Niektóre silniki w wyniku niezdiagnozowanej usterki układu wtryskowego, czasem drobnej i nie dającej innych objawów, nadmiernie dymią i to jest podstawowa przyczyna problemów z filtrem. A zatem: najpierw naprawa układu wtryskowego, potem dopiero warto zregenerować filtr cząstek stałych.
A całkowite usunięcie filtra? Teoretycznie rozwiązuje wiele problemów, ale nie polecam: auto, które miało filtr, a zostało go pozbawione, podczas przyspieszania dymi z reguły tak, że z daleka widać, że jest zepsute – niezbyt przyjemnie się takim samochodem jeździ.